• Skip to primary navigation
  • Skip to content
  • Skip to primary sidebar
mojepiatki.com

mojepiatki.com

by B'ardôn

  • Blog Concept

#008 piątka chicagowska

17 lipca 2019 by bardon Leave a Comment

? IX/X 2018

Lot nad Grenlandią, z przygodami…

Rezerwując lot do Stanów, rozważałem dwie opcje – pierwszą przez Reykjavik Icelandairem i drugą przez Amsterdam KLM-em – lepszą linią, taniej i dużo bardziej korzystne połączenie powrotne. Wybrałem drugą opcję i jakże wielka była moja konsternacja, gdy po drodze na lotnisko dostałem SMS-a z informacją, że lecę przez Reykjavik… Myślałem, że to umysł płata mi figle, ale okazało się, że mój lot został odwołany i KLM w zastępstwie przebukował mi lot na ten przez Reykjavik. Przypadek? Nie sądzę. Przeznaczenie! Nie da się go oszukać wbrew obiegowej opinii.

Warto wybrać tę trasę dla samego przelotu nad Grenlandią. Nie mogłem oderwać wzroku od okna i co chwilę pożyczałem od mojej Pani Manager telefon, żeby pstryknąć dla Was zdjęcia, moi Kochani. Moja lustrzaneczka kisiła się gdzieś w bagażu podręcznym i nie chciałem kłopotać m.in. 70-letniej pani, która siedziała na drodze do niej. Summa summarum miałem krótszą podróż, o jedną przesiadkę mniej i na lotnisku O’Hara w Chicago wylądowałem 6 godzin wcześniej – po 18 zamiast po północy.

W wietrznym mieście tym razem spędziłem 3 dni, a po tygodniu przyjechałem na jeszcze 2, więc można przyjąć, że jest to relacja z 5-dniowego pobytu w Chicago. Byłem pewien i chciałem tu napisać, że w stolicy stanu, ale jak się okazuje, byłem w błędzie, bowiem stolicą stanu jest Springfield. Człowiek się jednak całe życie uczy. Wyczytałem też ciekawostkę: 1,67% mieszkańców Chicago mówi po polsku, co czyni nasz język trzecim po angielskim (78,62%) i hiszpańskim (12,57%), czwarty jest… tagalski (WT?! 0,67%).

Robiąc research, wyczytałem, że w Chicago odbywa się Festiwal Taste of Polonia, opisywany jako święto „potato pancakes, kielbasa, pierogies and more”. Niestety na przełomie sierpnia i września, a nie wtedy, kiedy miałem tam być! Dlaczego?! Dlaczego ja?

W związku ze zmianą czasu pierwszego dnia obudziłem się po 4:00 i do 6:30 czekałem na… wschód słońca, żeby nie błąkać się po południowym Chicago w ciemnościach.

Pierwszy raz oprócz zmobilizowania się do biegania zmobilizowałem się również do znalezienia fajnej trasy i muszę przyznać, że była to najlepsza trasa, jaką biegłem od czasu założenia bloga. Widok na jezioro Michigan i panoramę miasta był epicki. Ciężko mi opisać go słowami, mam nadzieję, że zdjęcie oddaje przynajmniej część uroku.

Idąc na start piątki, natknąłem się na informację, że znajduję się w strefie szkoły i kary za rekrutowanie do gangów są tu kilka razy większe… Aj, aj, aj, gangsterzy mają pewnie ból głowy…

Jako że w jednej z wcześniejszych piątek, norymberskiej, żeby być dokładnym, wspominałem o szarych wiewiórkach, zamieszczam zdjęcie jednej z nich, jak to mój syn ujął, sprytnie uchwyconej. Myślę, że dla części z Was może to być ciekawostka, o ile nie szok.

Moje pierwsze śniadanie zjadłem w przypadkowym miejscu, wracając z biegania, De Michaels Market przy Wabash Ave i 26th Street. Pan po krótkiej rozmowie zaproponował kanapki z serem, jajkiem, papryką i cebulką oraz pancakes. Wszystko smakowało wybornie, a to był dopiero początek mojego kulinarnego zwiedzania Ameryki, ale o tym za chwilę 😉

008-piątka-chicagowska-galeria-001-001
008-piątka-chicagowska-galeria-001-002
008-piątka-chicagowska-galeria-001-003
008-piątka-chicagowska-galeria-001-004
008-piątka-chicagowska-galeria-001-005
008-piątka-chicagowska-galeria-001-006
008-piątka-chicagowska-galeria-001-007
008-piątka-chicagowska-galeria-001-008
 
Hotel przyprawiający o gęsią skórkę

Spałem w hotelu, w którym moje poczucie bezpieczeństwa było bliskie zera. Miałem wrażenie, że za chwilę zapuka jakaś podejrzana postać, coś na styl boya hotelowego, z pistoletem na srebrnej tacy albo wydarzy się coś innego horrorowego albo Tarantinowego. Prawda jest taka, że hotele w Chicago do najtańszych nie należą i trzeba balansować między stroną ekonomiczną a komfortem i poczuciem bezpieczeństwa. Tym razem przeważyła ta pierwsza.

Rano, drugiego dnia pobytu w Chicago pojechałem w okolice Wabash Ave w poszukiwaniu street artu, pstryknąłem kilka zdjęć, ale szczerze mówiąc, spodziewałem się więcej.

Następnie skierowałem się na 1339 W Taylor Street do Sweet Maple Cafe, gdzie podobno serwują najlepsze amerykańskie śniadania w okolicy. Moim oczom ukazał się lokal pełen ludzi, ze ścianami stylizowanymi na odrapane. Pod sufitem żwawo wirowały wentylatory. Fajna miejscówka.

Na stolik czekałem 35 minut. Rzadko decyduję się na takie oczekiwanie, no ale skoro zjem najlepsze śniadanie w okolicy… Dodatkowy dreszczyk emocji zaserwowałem sobie, stawiając samochód w miejscu, gdzie stać nie powinien. Miałem stresik: odholują czy nie? Nadmienię tylko, że mam bogate wspomnienia z odholowywań aut, zwłaszcza z Miami Beach. Tutaj nikt nie wchodzi i nie pyta, do kogo należy nieprawidłowo zaparkowane auto i nie prosi o przeparkowanie. Tym razem się upiekło. Wchodziły nowe osoby, wpisywały się na listę, cześć rezygnowała, sam miałem momenty zwątpienia ale wytrwałem i zaprawdę powiadam wam było warto. Zamówiłem omleta trzy sery (a jakże!) z dodatkami i (czym zadziwiłem sam siebie) tylko połowę porcji Cinnamon Roll Pancakes. Nikt raczej nie uwierzy, że tempo, w jakim zjadłem śniadanie, było podyktowane chęcią skrócenia okresu oczekiwania ludziom w kolejce… Opuszczałem to miejsce jako szczęśliwy człowiek.

Potem pojechałem jeszcze na 2226 N Milwaukee Ave, żeby cyknąć graffiti z Greetings from Chicago.

W międzyczasie natknąłem się na jakiś strajk. Nie wnikałem, tylko cyknąłem fotkę.

008-piątka-chicagowska-galeria-002-012
008-piątka-chicagowska-galeria-002-001
008-piątka-chicagowska-galeria-002-002
008-piątka-chicagowska-galeria-002-003
008-piątka-chicagowska-galeria-002-004
008-piątka-chicagowska-galeria-002-005
008-piątka-chicagowska-galeria-002-006
008-piątka-chicagowska-galeria-002-007
008-piątka-chicagowska-galeria-002-008
008-piątka-chicagowska-galeria-002-009
008-piątka-chicagowska-galeria-002-010
008-piątka-chicagowska-galeria-002-011
008-piątka-chicagowska-galeria-002-013
008-piątka-chicagowska-galeria-002-014
008-piątka-chicagowska-galeria-002-015
008-piątka-chicagowska-galeria-002-016
 
Cloudgate, Willis Tower i Trump Building

Wśród atrakcji wymienianych w pierwszej kolejności do zobaczenia w Chicago są m.in. Cloudgate, lustrzana rzeźba w kształcie chmury, oraz fontanna Crown Fountain, którą od innych odróżnia to, że ma ekrany LED. Obie atrakcje znajdują się w Millenium Park w ścisłym centrum miasta. Maszerując po mieście, minąłem jeszcze Trump Building, który – muszę przyznać – prezentuje się okazale.

Na pewno polecam zakupy w TJ Max, odpowiedniku obecnego w Polsce TK Maxa, oraz w Marshalls, gdzie znajdziecie duży wybór znanych marek, a ceny czasami nawet kilkakrotnie niższe niż w Polsce. Kupiłem tam np. kurtkę, którą chwalą wszyscy po powrocie (jest szpan), a zapłaciłem za nią całe 7 dolarów, słownie: siedem. Ciekawostką dla niektórych może być fakt, że w sklepach do cen na metkach przy kasie dolicza się podatek od sprzedaży, zwany także stanowym. Jest różny w zależności od stanu, a w Illinois wynosi 10,25%.

Dobre śniadanie zjadłem w Eleven City Dinner, miejscu z najlepszym według internetów śniadaniem w Chicago. Godzina 8:45, lokal pełen ludzi. Posadzono mnie przy barze i szczerze mówiąc, przy barze jadłem śniadanie pierwszy raz. Obsługa w amerykańskim stylu przedstawiła mi opcje. Wzięła pod uwagę moje bezmięsne preferencje i zaproponowała kilka rzeczy do wyboru. Dodatkowo zapytałem chłopaka siedzącego koło mnie, co je. Stanęło na jajecznicy z łososiem i cebulą, smażonych ziemniakach, bajglu z serkiem śmietankowym i podawanych na słodko tostach z polewą z czekolady mlecznej i białej, posypanych pokruszonymi paluszkami słonymi. Do tego aromatyczna kawa.

Poczułem klimat Chicago wszystkimi zmysłami. Trudno będzie zachować wagowe status quo po tym wyjeździe, jedyna nadzieja w piątkach…

Przy tej okazji chciałem rozwinąć temat obsługi. Powinno się tutaj wysyłać kelnerów i barmanów na szkolenia. Doradzają, żartują, dopytują, czy wszystko OK, a jak na koniec rzucą: „See you tomorrow ;-)”, to się chce przyjść jutro, psia jego mać!

Inną kwestią są napiwki, które są w Stanach obowiązkowe. Sugerowane na paragonach kwoty „tipów” oscylują od kilkunastu do nawet dwudziestu kilku procent.

Stalowe, często zardzewiałe wiadukty kolejowe przecinają miasto i nadają mu charakter. Widziałem miejsca, gdzie pomiędzy blokami, nad ulicą o szerokości takiej jak w Polsce, na wysokości pierwszego piętra jeździł pociąg. Miałem wrażenie, jakby ludzie z bloków mieli go na wyciągnięcie ręki.

Rano przed wyjazdem do Indianapolis wyruszyłem do miasta przykleić kilka wlepek. Dotarłem pod Willis Tower, postanowiłem tam wejść i zobaczyć, jaki widok rozpościera się z tarasu widokowego Skydeck Ledge.

Willis Tower, poprzednio nazywany Sears Tower, to budynek wymieniany w pierwszej kolejności jako atrakcja, której pominąć podczas pobytu w Chicago po prostu nie wypada. Jego wysokość to 283… Obamy. Dobrze widzicie. Czekając na windę, na skydeck można przeczytać: „Forget feet, miles or kilometers… the tower is 283 Barack Obama tall”. No cóż, u nas czas mierzyli kiedyś w Wentach, wartość w Ziobrach, tu wysokość budynków mierzą w Obamach. Co kraj, to obyczaj.

Pracując nad tym wpisem, uzupełniłem wiedzę – budynek ma 110 pięter i 442 metry wysokości, a widok naprawdę zapiera dech w piersiach. 

008-piątka-chicagowska-galeria-003-001
008-piątka-chicagowska-galeria-003-002
008-piątka-chicagowska-galeria-003-003
008-piątka-chicagowska-galeria-003-004
008-piątka-chicagowska-galeria-003-005
008-piątka-chicagowska-galeria-003-006
008-piątka-chicagowska-galeria-003-007
008-piątka-chicagowska-galeria-003-008
008-piątka-chicagowska-galeria-003-009
008-piątka-chicagowska-galeria-003-010
 
Futbol… amerykański

Dwa dni przed powrotem do ojczyzny przyjechałem ponownie do Chicago i pobyt rozpocząłem od wysokiego C: meczu NFL pomiędzy Chicago Bears a Tampa Bay Buccaneers. Żałuję trochę, że nie zjawiłem się wcześniej, żeby poczuć atmosferę i pokręcić się w okolicach stadionu. Niestety, utknąłem w korkach i pod mieszczący ponad 61 tysięcy kibiców stadion Soldiers Field podjechałem kilka minut przed meczem i półtruchtem udałem się na swoje miejsce.

Stadion jest pięknie położony, przy Marinie. Zastanawiałem się, skąd wziął nazwę, ale napis: „Soldier Field, dedicated to the men and women of the armed services” wiele wyjaśnił. Wcześniej poczytałem trochę na temat zasad obowiązujących w futbolu amerykańskim, oglądałem też co nieco w telewizji, więc można powiedzieć, że na mecz poszedłem przygotowany.

Stadion był zapełniony po brzegi, a oprawa meczu świetna. Istnieje spora różnica między Europą a Stanami na tym polu, i mówię to na przykładzie NBA, NHL, MLB i teraz futbolu. Na pewno więc warto pójść na widowisko sportowe podczas wizyty w USA. Całkiem inaczej odbierasz (i pojmujesz) futbol jako turysta, a inaczej, gdy wysysasz go z mlekiem ojca. Widać było, że oni tam tym żyją. Trybuny były tak wysokie, że niektórzy robili sobie przerwy w drodze na górne sektory. Gdybym tam mieszkał i na co dzień jadł to, czym się raczyłem przez prawie dwa tygodnie, też bym przystawał.

Podczas czwartej kwarty zaczął padać deszcz, więc końcówkę obejrzałem z korony, pod dachem. Po meczu, aby wspomnienia były pełniejsze, uraczyłem się hot dogiem wegetariańskim w chicagowskim stylu – pierwszy raz wegeteriańskim i pierwszy raz w takiej oprawie, bardzo mi smakował.

Tradycją przed i po meczach są imprezy, które odbywają się na parkingach przy samochodach. Ludzie grillują, jedzą, piją, leci głośna muzyka… Są to tailgate party.

W drodze powrotnej natknąłem się jeszcze na pomnik naszego rodaka, Kościuszki. Jadąc do hotelu, moją uwagę przykuła reklama Subwaya, na której po kanapkę sięga… klaun McDonalda. Brakuje u nas takich dissów w reklamach.

008-piątka-chicagowska-galeria-004-001
008-piątka-chicagowska-galeria-004-002
008-piątka-chicagowska-galeria-004-003
008-piątka-chicagowska-galeria-004-004
008-piątka-chicagowska-galeria-004-005
008-piątka-chicagowska-galeria-004-006
008-piątka-chicagowska-galeria-004-007
008-piątka-chicagowska-galeria-004-008
008-piątka-chicagowska-galeria-004-009
008-piątka-chicagowska-galeria-004-010
 
Kraina drive inów

Przedostatnie śniadanie zjadłem w najwyżej ocenianej w okolicy śniadaniodajni Stacked przy 5273 95th Street w Oak Lawn, na przedmieściach Chicago. Nie wiem, jak to możliwe, ale moje amerykańskie śniadania zaczęły mi ciążyć, a zarazem po powrocie mi ich brakuje. Jadłem do syta, stół był suto zastawiony, po królewsku, czułem się, jakbym codziennie miał urodziny. Omlecik, hashbrown i złożony z pięciu pancakes stack (stos, stąd nazwa restauracji), oblany sosami, posypany piankami i jeszcze bita śmietana do tego wszystkiego, rozpusta! Jadłem szybko, żeby do mózgu nie zdążył dojść mail informujący, że jestem najedzony, ale one chyba tutaj nie dochodzą. Patrząc na ten posiłek pod kątem zapotrzebowania kalorycznego, była to śniadanioobiadokolacja na najbliższe pięć dni.

Zbliżając się powoli do końca, chciałbym kilka słów poświęcić zjawisku drive thru, które tam nabiera trochę innego wymiaru, a właściwie rozmiaru. Oprócz McDonaldów, KFC i Burger Kingów, które są zjawiskiem powszechnym w Polsce i w Europie, można się tam jeszcze natknąć na hot dogi i kebaby, co jeszcze nie dziwi, kawę, z czym poza Stanami się nie spotkałem, i – co najbardziej dla mnie szokujące – aptekami i bankomatami, w których zostaniesz obsłużony, nie wychodząc z auta. Co będzie następne? Myślę, że kultura drive’inów i take awayów znacznie przyczynia się do otyłości. Mam nadzieję że nie doczekam czasów, kiedy w Polsce będą takie bankomaty.

W drugą część pobytu również udało mi wpleść piątkę. Miała miejsce w Oak Lawn, południowo-wschodnich przedmieściach Chicago. Nie chciało mi się, ale po raz kolejny się zmobilizowałem. Ta piątka rozpoczyna drugi miesiąc regularnych biegów trzy razy w tygodniu. Oby tak dalej!

Minąłem po drodze witrynę z napisem, który w wolnym tłumaczeniu brzmi: „Nie możesz kupić szczęścia, ale możesz kupić kurczaka”. Trudno się z tą prawdą życiową nie zgodzić.

Ostatnią kolację podczas tej wizyty za wielką wodą zjadłem w restauracji Red Lobster, sieciówce serwującej owoce morza. Żeby złagodzić skutki dwutygodniowego pochłaniania, postanowiłem iść pieszo w obie strony, co dało łącznie 6 kilometrów. Jako że mam w zwyczaju chodzić na pieszo, zwracam uwagę, ile osób mijam. I co się okazało? W Ameryce praktycznie nikt nie chodzi pieszo. Chodniki są zatłoczone tylko w centrum miast, poza nimi zatłoczone są drogi i parkingi, tak ja to widzę.

Czekając na stolik, przyglądałem się homarom, które niedługo miałem zamiar zjeść. Może dlatego nie patrzyłem im w oczy. Jedzenie było bardzo dobre, świeże składniki, szybko podane, polecam.

W drodze powrotnej, czego w Polsce nie ma, minąłem maszynę z lodem. Można było go w niej kupić, nie wiem, czy w workach, czy luzem, ale na pewno z ostrzeżeniem, że lód nie nadaje się do konsumpcji, a jedynie do chłodzenia butelek, hmmm.

008-piątka-chicagowska-galeria-005-001
008-piątka-chicagowska-galeria-005-002
008-piątka-chicagowska-galeria-005-003
008-piątka-chicagowska-galeria-005-004
008-piątka-chicagowska-galeria-005-005
008-piątka-chicagowska-galeria-005-006
008-piątka-chicagowska-galeria-005-007
008-piątka-chicagowska-galeria-005-008
008-piątka-chicagowska-galeria-005-009
008-piątka-chicagowska-galeria-005-010
008-piątka-chicagowska-galeria-005-011
008-piątka-chicagowska-galeria-005-012
008-piątka-chicagowska-galeria-005-013
008-piątka-chicagowska-galeria-005-014
 
Cinkciarstwo

Huck Finn. Moje very last i chyba best american breakfast zostało zjedzone w jadłodajni Huck Finn. Knajpka miała klimat w stylu Twin Peaks, a wrażenie to potęgowała jeszcze kelnerka w brązowym fartuszku, chodząca z dzbankiem kawy i pytająca, czy przypadkiem nie dolać. Jajka w koszulkach serwowano na tostach, do tego moje ukochane starkowane i przypieczone ziemniaczki i jeszcze ukochańsze placuszki posypane czekoladowymi pralinkami, które rozpływały się pod wpływem ciepła. Jadłem i przy każdym kęsie czułem mały orgazm w ustach :-/. Zapytałem przeuroczej pani, która nas obsługiwała, jaka jest zasada płacenia i dawania napiwków, bo zauważyliśmy, że ludzie zostawiają drobne na stole. Okazało się, że tam rachunek opłaca się przy kasie przy wyjściu, a napiwki zostawia na stole, no i tak żeśmy uczynili.

Przy wyjściu moją uwagę przykuły dwa donuty – Alaskan donut, jak mi powiedziano ekwiwalent 10 donutów, i Texas donut – myślę, że odpowiednik pięciu.

Z ciekawych rzeczy, które jeszcze wychwyciłem, warto wspomnieć zamykany znak drogowy STOP, z zawiasami, zamknięty na trytytkę ;-), pomysłowe.

Zobaczyłem też kantor. Rzadko je widuję w Stanach. Wydało mi się to dziwne, w związku z tym postanowiłem sprawdzić obsługiwane waluty i oferowane kursy. Kto to dla Was sprawdzi, jak nie Wasz wierny reporter, no kto?!

Musiałem wejść bez broni… Poprosiłem o kursy, zapytałem, czy mogę wymienić jakieś europejskie waluty, po czym okazało się, że wymieniają tylko… „american money”. WTF?! Wydaje mi się, że przekazy Western Union wymieniają tam na gotówkę. Czyli jednak nie był to kantor, nie przyjeżdżajcie więc raczej na wojaże po kraju wujka Sama z sakwą pełną złotówek.

008-piątka-chicagowska-galeria-006-001
008-piątka-chicagowska-galeria-006-002
008-piątka-chicagowska-galeria-006-003
008-piątka-chicagowska-galeria-006-004
008-piątka-chicagowska-galeria-006-005
008-piątka-chicagowska-galeria-006-006
008-piątka-chicagowska-galeria-006-007
008-piątka-chicagowska-galeria-006-008

 

Podsumowując krótko pobyt w Chicago, mogę śmiało stwierdzić, że dbałem o brzuszek i podniebienie. Zadbałem też o to, żeby zwiedzić główne atrakcje miasta. Udało mi się też zobaczyć mecz futbolu amerykańskiego, zatem jestem zadowolony, a do kraju wracam z mocnym postanowieniem zrzucenia kilku kilogramów nadbagażu, które ze sobą przywiozłem z Ameryki.

Na koniec, zgodnie z nową świecką tradycją, wlepunie.

008-piątka-chicagowska-galeria-007-001
008-piątka-chicagowska-galeria-007-002
008-piątka-chicagowska-galeria-007-003
008-piątka-chicagowska-galeria-007-004
008-piątka-chicagowska-galeria-007-005
008-piątka-chicagowska-galeria-007-006
008-piątka-chicagowska-galeria-007-007
008-piątka-chicagowska-galeria-007-008
008-piątka-chicagowska-galeria-007-009
008-piątka-chicagowska-galeria-007-010

Filed Under: Bez kategorii

Reader Interactions

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Primary Sidebar

 o mnie
piątka [ˈpʲjɔ̃ntka] pięciokilometrowa trasa, którą biegam lub w wyjątkowych okolicznościach pokonuje w miastach, które odwiedzam.

Blog to subiektywny przewodnik po miejscach, które odwiedzam, z elementami joggingu, graffiti, a także z akcentami kulinarnymi oraz muzycznymi między innymi…

Facebook

Facebook
YouTube
Pinterest

Pinterest
Instagram
Endomondo


Przyszłe Piątki

  • Kuta, IN
  • Budapest, HU
  • Naples, IT
  • Milan, IT
  • Baltimore, US
  • Washington DC, US
  • Philadelphia, US
  • Kaprun, AT
  • Janské Lázně, CZ
  • Zanzibar, TZ
  • Malta, MT
  • Algarve, Lisbon, PT
  • Szklarską Poręba, PL
  • Cancun, MX

Ostatnie wpisy

  • #016 druga piątka ubudzka
  • #015 piątka warszawska
  • #014 piątka dżakarcka
  • #013 piątka ubudzka
  • #012 piątka kucka

Copyright © · mojepiatki.com