• Skip to primary navigation
  • Skip to content
  • Skip to primary sidebar
mojepiatki.com

mojepiatki.com

by B'ardôn

  • Blog Concept

#011 piątka szanghajska

22 sierpnia 2019 by bardon Leave a Comment

? XI/XII 2018

Betonowe lasy Szanghaju

Praktycznie wszystkie moje wyjazdy do Chin (a naliczyłem ich kilkadziesiąt) „zahaczały” o Szanghaj. W większości przypadków było to miasto tranzytowe, ale czasami na noc lub dwie zostawałem w mieście. Nigdy jednak nie miałem okazji dobrze go poznać. Do tej pory…

Ten pobyt od poprzednich odróżnia jeszcze fakt, że postanowiłem po raz pierwszych w Chinach znaleźć nocleg na Airbnb. Nie mam wielu doświadczeń z tym portalem, ale dwa noclegi podczas Mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku wspominam bardzo miło. Miałem nadzieję, że i tym razem będę zadowolony, a fakt, że zamieszkam u kogoś, a nie w hotelu, urozmaici pobyt w Szanghaju.

Nocleg, ze względu na utrzymujący się jet lag, zarezerwowałem o 5:00 nad ranem, dzień przed przyjazdem, jeszcze w Ningbo. Mieszkałem na osiedlu The Bund Side przy Baidu Road. Dziewięć kilkuklatkowych 30-piętrowców tworzyło prawdziwy betonowy las. Osoba, która mnie przywiozła do Szanghaju, powiedziała w pewnym momencie: Look, too many roads, like noodles. I rzeczywiście, drogi i estakady na skrzyżowaniach przeplatały się jak nitki makaronu w spaghetti.

Pierwszy posiłek w Szanghaju zjadłem w restauracji Fuxing przy Fuxing East Road. Na stół trafiły warzywa, owoce morza, smażony ryż i żaby. Węże, żwawo pełzające po klatkach, tym razem się na nim nie znalazły.

IMG_0725
IMG_0727
IMG_1415
IMG_1418
IMG_1419
IMG_1420
IMG_1562
IMG_1586
IMG_1588
IMG_1755
IMG_1756
IMG_1758

Czyżby jedyne graffiti w Chińskiej Republice Ludowej?

Po obiedzie wskoczyłem do autobusu, 13 przystanków „sześćdziesiątką czwórką” i po 30 minutach dotarłem do M50 Creative Space. Miejsce to wyszukałem, przygotowując się do wyjazdu, a potwierdził mi je mieszkający w Szanghaju kolega, gdy zapytałem go o graffiti w mieście. Na Mogashan Road, bo tam znajduje się M50, były już raczej pozostałości graffiti, co najwyżej kilkanaście malunków, ale i tak warto było je zobaczyć. Był to jeden, jedyny raz, kiedy w Chinach spotkałem się ze sztuką uliczną w takiej formie. Użyłem słowa „pozostałości”, bo spodziewałem się więcej street artu, tak przynajmniej wskazywały internetowe źródła.

IMG_1424
IMG_1427
IMG_1428
IMG_1429
IMG_1430
IMG_1431
IMG_1432
IMG_1433
IMG_1434
IMG_1438
IMG_1439
IMG_1440
IMG_1441
IMG_1443
IMG_1444

Xintiandi i jadeitowy Budda

W odległości marszu od M50 znajduje się Jade Buddha Temple, po polsku Świątynia Jadeitowego Buddy lub Świątynia Nefrytowego Buddy. Mimo że nie jestem fanem świątyń, postanowiłem ją zwiedzić i decyzji tej nie żałuję. 

Popołudniową herbatkę wypiłem na Xintiandi, modnej dzielnicy Szanghaju, jednej z bardziej popularnych atrakcji turystycznych. Zamknięte dla ruchu uliczki, w których tradycyjna architektura przeplata się z nowoczesną, mają niepowtarzalny klimat. Kawiarnie i restauracje tętnią życiem, co ma swój urok szczególnie po zapadnięciu zmroku. Ciekawostką są wypożyczalnie power banków, obsługiwane aplikacją w telefonie. Ceny wynajmu oscylują w okolicach kilku złotych. Na ulicach handlowych wokół Xintiandi panuje przepych większy niż na Times Square w Nowym Jorku. Najlepsze marki, ogromne butiki, reklamy świetlne… robi to wrażenie. Inną ciekawostką są skrzyżowania z pasami dla pieszych po przekątnych. Niespotykany to widok, gdy auta stoją na światłach, a piesi ruszają we wszystkich kierunkach.

IMG_1448
IMG_1451
IMG_1454
IMG_1456
IMG_1460
IMG_1462
IMG_1463
IMG_1464
IMG_1466
IMG_1468
IMG_1471
IMG_1473
IMG_1476
IMG_1477
IMG_1482
IMG_1491
IMG_1492
IMG_1493
IMG_1494
IMG_1496
IMG_1497
IMG_1498
IMG_0728
IMG_1503
IMG_1504
IMG_1505
IMG_1507
IMG_1508
IMG_1511
IMG_1512
IMG_1516

Pierwsza piątka szanghajska

Jako że Chiny masażami stoją, postanowiłem sobie ich nie odmawiać. Korzystałem z masażu stóp i ciała, korzystałem ze świec do uszu, ale najciekawszym doświadczeniem było przyżeganie… papierosami. Moxibustion albo z polska termopunktura to technika przypalania, w moim wypadku pleców leczniczymi papierosami. Nie choruję, więc nie czułem się wyleczony, mimo to przeżycie na pewno warte polecenia. Miałem wrażenie, że gdyby żar znalazł się milimetr bliżej mojego ciała, zakończyłoby się to bolesnymi poparzeniami.

Pierwszą piąteczkę w Szanghaju przebiegłem, głównie z powodu zmiany czasu, bardzo wcześnie świetną trasą wzdłuż lewego brzegu rzeki Huangpu, z pocztówkowym widokiem na drapacze chmur i wieżę telewizyjną. Mijałem zaskakująco dużo biegaczy jak na wczesną godzinę. Niepowtarzalny klimat nadawały grupki ludzi ćwiczących tai chi.

Katie Melua śpiewała, że w Pekinie jest 9 milionów rowerów, ale według moich ostrożnych szacunków w Szanghaju jest dwa razy tyle . Można śmiało powiedzieć, że to miasto rowerów i skuterów. Ba! Kraj rowerów i skuterów. Zakaz pedałowania?! To nie tutaj.

W ten podrozdział jeszcze wcisnę kolacyjkę w restauracji z akwariami, z których można było wybierać przysmaki. Dla mnie jest to podczas pobytów w Chinach chleb powszedni. Moi kontrahenci regularnie zapraszają mnie do takich miejsc, ale w Szanghaju, który zwiedzałem jako bloger, zdarzyło się to tylko raz.

IMG_1520
IMG_1521
IMG_1523
IMG_1524
IMG_1540
IMG_1554
IMG_1554-pierwsza-piątka-szanghajska
IMG_1555
IMG_1556
IMG_1558
IMG_1559
IMG_1604
IMG_1765
IMG_1766
IMG_1767

Zaludniona metropolia

Po mieście poruszałem się komunikacją miejską z pomocą apki w telefonie. Wszystko bardzo fajnie oznaczone, szybkie i tanie. Na uwagę zasługuje fakt, że w metrze telefon miał pełny zasięg i internet 4G. Ciekawym pomysłem, z którym nie spotkałem się nigdzie indziej, jest wyświetlanie reklam na ścianach metra tak, że są widoczne przez szyby jadącego pociągu. Potęguje to uczucie wszechogarniającej technologii. W godzinach szczytu można było pomarzyć o ścisku takim, jaki sardynki mają w puszce, one przy tym miały luz i swobodę. Metro kursuje w tym czasie co mniej niż 2 minuty i za każdym razem podjeżdża pociąg pełen ludzi. Trudno objąć umysłem logistykę miasta, w którym mieszka ponad 24 miliony ludzi, a w metropolii 34 miliony mrówków.

Nie wypada nie wspomnieć o posiłku, na który zaprosił mnie mój pobratymiec. Zjedliśmy w Lotus Eatery, restauracji specjalizującej się w kuchni z prowincji Yunnan. Duże wrażenie robi jedna z bardziej znanych ulic handlowych w Szanghaju: Nanjing Road. Przeszedłem się nią, ale nie zachodziłem do sklepów. Myślę, że żadna światowa stolica by się jej nie wstydziła. W oczy rzuca się kontrast między przepychem a ubóstwem, bogactwem a skrajną ruiną, luksusem a biedą.

IMG_1487
IMG_1488
IMG_1489
IMG_1490
IMG_1491
IMG_1492
IMG_1493
IMG_1494
IMG_1495
IMG_1496
IMG_1688
IMG_1694
IMG_1695
IMG_1698
IMG_1699
IMG_1702
IMG_1703
IMG_1704

Market z podróbkami i karaoke w… budce na stacji metra

Bardziej jako ciekawostkę niż jako miejsce zakupów potraktowałem AP Plaza, market z elektroniką i podróbkami. Wychodząc z metra na stacji Science & Technology Museum, znajdujesz się w środku najprawdopodobniej największego fake marketu na świecie. Gucci, Prada, Yves Saint Laurent, wszystko na wyciągnięcie ręki, a woń „wysokiego krawiectwa” unosi się w powietrzu. Żeby nie było, mój trencz Burberry nie jest stamtąd!

Na stoiskach z elektroniką czułem się trochę jak dziecko w sklepie z cukierkami, ale postanowiłem nie dać się ponieść. Kupiłem gimbal, gdyż w głowie mi youtuberstwo. Pochwaliłem się koledze. Powiedział, żebym dał znać, jeśli wytrzyma 6 miesięcy. Nie zadziałał… wieczorem :-/. Wróciłem następnego dnia, a sprzedawca wszystko mi wytłumaczył. Okazało się, że to ja robiłem coś źle, zawiódł czynnik ludzki. Warto wziąć wizytówkę lub zapisać numer stoiska, na którym robi się zakupy, żeby w razie problemów móc tam wrócić. Oprócz gimbala kupiłem jeszcze indukcyjny power bank, działa do tej pory.

Różne automaty do gry widywałem w swoim życiu, ale do karaoke pierwszy raz. Na jednej ze stacji szanghajskiego metra stała budka, coś na kształt telefonicznej, a w środku można było pośpiewać. Karaoke jest bardzo popularne w Chinach, na każdym kroku KTV. Mikrofony są wyposażone w takie efekty, że nawet hymn w wykonaniu Edyty brzmiałby dobrze.

Za granicą lubię nie tylko odwiedzać największe atrakcje turystyczne, ale również czerpać radość z prowizorycznych czynności, takich jak przykładowo… pielęgnacja brody. W jednym z ostatnich dni pobytu w Chinach umówiłem się na wizytę u barbera. Salon nazywał się Doc’s Barber Shop i mieścił się kompleksie Kerry Parkside przy Huamu Road. Jest to jeden z niewielu tego typu przybytków, gdyż Azjaci nie mają raczej bujnego i twardego zarostu, zazwyczaj też nie noszą brody. Był to przestrzenny salon z usługami na przyzwoitym poziomie. Tym, co odróżnia polskie przedszkola od chińskich, jest m.in. zwyczaj śpiewania hymnu o poranku. Myślę, że chodzi o cele propagandowe. Słyszałem też, że dzieci w przedszkolach w Państwie Środka nie płaczą, bo wiedzą, że nikt do nich nie przyjdzie. Nie miałem możliwości zweryfikować tej informacji.

IMG_1566
IMG_1710
IMG_1711
IMG_1712
IMG_1713
IMG_2282
IMG_2283
IMG_2284
IMG_2286

Ogrody Yu

Gdyby ktoś mnie zapytał, co w Szanghaju podobało mi się najbardziej, to bez zawahania odparłbym: Ogrody Yu. Magiczne miejsce na terenie starego miasta. Mury z podobiznami smoków, głazy, zbiorniki wodne wypełnione rybami, mostki, wszystko to wraz ze starannie wypielęgnowaną roślinnością tworzy niepowtarzalną całość. Przy ogrodach znajdują się centrum handlowe, kramiki z pamiątkami, jedzeniem, perłami prosto z muszli. Można sobie zamówić portret, wykaligrafować swoje imię, kupić herbatę. Ja wróciłem stamtąd z torbą z wizerunkiem przewodniczącego Mao Zedonga, prezentem dla mojego korpulentnego przyjaciela. Może souvenir zza granicy będzie dla niego bodźcem, żeby wyściubić nos trochę dalej niż tylko do ościennych województw.

IMG_1606
IMG_1611
IMG_1617
IMG_1622
IMG_1625
IMG_1626
IMG_1630
IMG_1632
IMG_1633
IMG_1635
IMG_1637
IMG_1639
IMG_1641
IMG_1642
IMG_1644
IMG_1648
IMG_1649
IMG_1652
IMG_1654
IMG_1656
IMG_1657
IMG_1660
IMG_1664
IMG_1665
IMG_1668
IMG_1670
IMG_1673
IMG_1678
IMG_1681
IMG_1792

Sklep z winylami Uptown Records

Jako że podczas wojaży lubię odwiedzać sklepy płytowe, jedno popołudnie poświęciłem na wizytę w Uptown Records. To specyficzne miejsce znajduje się przy 115 Pingwu Road. Z przypadku nikt nie ma prawa tam trafić. Mroczne piwniczne korytarze prowadzą do kilku pomieszczeń z płytami. Na ścianach plakaty i wlepki. Takiego wyboru nagrań breakbeatowych nie widziałem nigdzie wcześniej. Wyszedłem z Eargasm Plump DJs, notabene płytą, którą puściła mi kiedyś przyjaciółka w Londynie i od której zaczęła się moja miłość do breakbeatu. Łezka się w oku kręci.

IMG_1722
IMG_1723
IMG_1726
IMG_1727
IMG_1728
IMG_1729
IMG_1732
IMG_1734
IMG_1735
IMG_1737
IMG_1738
IMG_1739
IMG_1740
IMG_1741
IMG_1743
IMG_1745
IMG_1746
IMG_1747
IMG_1749
IMG_1752
IMG_1791

Shanghai street food

Gdybym pisał przewodnik po Szanghaju, z całą pewnością osobny rozdział poświęciłbym jedzeniu ulicznemu, to sól tej ziemi. Jestem zachwycony tym, co je chińska ulica. Podczas tego pobytu w tym kraju bywałem na proszonych kolacjach, wystawnych przyjęciach, ale jadałem również w ulicznych jadłodajniach, co równie miło wspominam, jak nie równiej. Pierożki, kluski, placuszki, kasztany, zajadałem się tym z największą przyjemnością i popijałem mlekiem sojowym.

Ciekawe spostrzeżenia mam przez pryzmat niejedzenia mięsa. Sprzedawca zapytany, czy to ma mięso, odpowiedział, że nie, ale po chwili dodał: yi dian dian rou, co oznacza, że trochę mięsa ma, odrobinkę. W jego mniemaniu jak coś ma mało mięsa, to go nie ma. W sumie moja mama myśli podobnie. Z moich obserwacji wynika, że nie ma wegetarian w Chinach, na pewno nie na europejską skalę. Samo pojęcie znają, ale nie spotkałem nikogo praktykującego ani kogoś, kto zna kogoś, kto nie je mięsa. Wracając do tematu, street food w Chinach to majstersztyk. Smakowało mi wszędzie i wszystko. Gdyby wpadła gdzieś tam Gessler, spokojnie można jej podziękować i pozdrowić… „przez samo h” jak śpiewał Dawid Podsiadło.

IMG_1437
IMG_1595
IMG_1602
IMG_1608
IMG_1609
IMG_1612
IMG_1613
IMG_1616
IMG_1620
IMG_1666
IMG_1761
IMG_1762
IMG_1840
IMG_1849
IMG_1855
IMG_1856

Druga piątka wśród drapaczy chmur

W przedostatni wieczór w Szanghaju postanowiłem pójść do Found 158, miejsca poleconego przez mieszkającego tu wielu lat kolegi. Schodami schodzi się do czegoś na kształt dziedzińca, z dużą ilością restauracji i barów. Bardzo zachodnie miejsce i pod względem wyboru jedzenia, i pod względem gości. Ja mimo wszystko zdecydowałem się na sushi i to był bardzo dobry wybór. Wszystko dostałem bardzo świeże, fajnie podane, a smakowało wyśmienicie.

Rezerwując apartament na ostatnią noc, nieco zaszalałem. Pierwsze trzy noce na budżecie, ostatnia noc na tłusto. Kto powiedział, że tylko panie z reklamy podpasek mogą sobie podarować odrobinę luksusu, no kto?! Basen z widokiem na podświetloną panoramę Szanghaju – oto godne warunki do pisania bloga. Dodatkowo ostatni raz w Chinach i ostatni raz w życiu paraduję po basenie z brzuszyskiem. Wracam i idę na siłkę, będę chodził na basen szczupły albo… wcale.

Drugą piątkę, dla odmiany, przebiegłem prawym brzegiem rzeki Huangpu. To fajna trasa z widokiem na drapacze chmur i panoramę miasta. W związku z fatalną jakością powietrza miałem mieszane uczucia, bo z jednej strony bieg to zdrowie, a z drugiej wdychasz całe dobrodziejstwo, jakie daje Ci Szanghaj. Mieszkańcy są do tego przyzwyczajeni, żyją w mieście, w którym nie można podziwiać gwiazd, jedyne te na ulicy ;-).

Byłem świadkiem ciekawej sytuacji na jednej ze stacji metra. Pani, bardzo zgrabnie, szczypcami wyciągała śmieci z pojemnika Recyclable i Non-Recyclable i wrzucała je do jednego worka na swoim wózku. To był chyba jednak non-recycling.

Spacer wśród drapaczy chmur robi wrażenie, trzeba naprawdę mocno zadzierać głowę, gdy patrzy się w górę. Widok zapiera dech w piersiach, godzinami mógłbym obserwować szczyty budynków spowite chmurami. Ultrawysokie, nawet 128-piętrowe wieżowce większe wrażenie robiły na mnie, gdy stałem między nimi, niż gdy je podziwiałem zza rzeki.

Czekając na autobus, policzyłem ile kamer monitoringu zamontowano na przystanku, otóż 6 (słownie: sześć), Wielki Brat patrzy. Na lotnisko Pudong, z którego miałem lot powrotny, dostałem się kolejką lewitacyjną Maglev. Źródła podają,  że osiąga prędkość 431 km/h.

IMG_2190
IMG_2191
IMG_2192
IMG_2194
IMG_2204
IMG_2209
IMG_2218
IMG_2219
IMG_2228
IMG_2233
IMG_2239
IMG_2240
IMG_2248
IMG_2249-druga-piątka-szanghajska
IMG_2251
IMG_2262
IMG_2295
IMG_2296

Szanghaj jest cudowny i różnorodny. To miejsce, które podczas wizyty w Chinach trzeba odwiedzić i spędzić w nim minimum kilka dni. To bez wątpienia najbardziej „zachodnie” z miast chińskich, czuć tu powiew wolności i kapitalizmu. Ja czułem.

IMG_1581
IMG_1563
IMG_1582

Filed Under: Bez kategorii

Reader Interactions

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Primary Sidebar

 o mnie
piątka [ˈpʲjɔ̃ntka] pięciokilometrowa trasa, którą biegam lub w wyjątkowych okolicznościach pokonuje w miastach, które odwiedzam.

Blog to subiektywny przewodnik po miejscach, które odwiedzam, z elementami joggingu, graffiti, a także z akcentami kulinarnymi oraz muzycznymi między innymi…

Facebook

Facebook
YouTube
Pinterest

Pinterest
Instagram
Endomondo


Przyszłe Piątki

  • Kuta, IN
  • Budapest, HU
  • Naples, IT
  • Milan, IT
  • Baltimore, US
  • Washington DC, US
  • Philadelphia, US
  • Kaprun, AT
  • Janské Lázně, CZ
  • Zanzibar, TZ
  • Malta, MT
  • Algarve, Lisbon, PT
  • Szklarską Poręba, PL
  • Cancun, MX

Ostatnie wpisy

  • #016 druga piątka ubudzka
  • #015 piątka warszawska
  • #014 piątka dżakarcka
  • #013 piątka ubudzka
  • #012 piątka kucka

Copyright © · mojepiatki.com